poniedziałek, 27 czerwca 2011

Jajeczka

Dwie godziny temu! Wracaliśmy z Agnieszką ze wsi, na stacji PKP postanowiłem pomóc pewnemu Panu po 80- tce wynieść naprawdę dużą torbę podróżną i co się okazało, naprawdę ciężką jak dla Staruszka. Tak więc obładowany swoimi tobołami i z torbą Pana, z potem czoła doszliśmy do Autobusów. Serdecznie się pożegnaliśmy.

Jak czekaliśmy w autobusie na odjazd, Pan się wrócił i dał mi ... 10 jajek, świeżych, ze wsi!!

Następnie poszedł w swoją stronę.

Taki fajny akcent na koniec naszej wyprawy:)

środa, 22 czerwca 2011

Buty :)

Muszę podzielić się z Wami rozmową z napotkanym rowerzystą i staruszkiem. Na przejażdżce rowerowej podczas odpoczynku usiadłem na ławce obok Pana reperującego rower. I owy pan zagadał do mnie i opowiedział o krótkiej historii, która go zdziwiła. A mianowicie jadąc z dużą prędkością zgubił sprzęt przymocowany do rowera za kilkaset złotych i spontanicznie zahamował tak mocno nowym rowerem, że przeleciał przez kierownicę. I opowiada mi dalej, że przejechało kilkanaście osób, które nie spytały nawet czy żyje. Ale zatrzymał się jeden mężczyzna, który pomógł mu się ogarnąć, naprawić rower i .... pomóc w poszukiwaniu zgubionego monitorka. Gdy rowerzysta zrezygnował z szukania, nie mogąc znaleźć, nagle pojawił się  owy mężczyzna, który mu pomógł odnaleźć jego drogi, dwudniowy sprzęt. 
W sumie pomyślałem sobie, cóż to takiego, ale wiecie co? Ten rowerzysta był w pozytywnym szoku, że jedna osoba się zatrzymała i mimo, że miała swoją trasę, pomogła mu, co zajęło jak mówił sporo czasu. Zobaczyłem w oczach tego Pana, niesamowitą wdzięczność, uczucie zdziwienia, że ktoś mu pomógł.

Po rozmowie pojechałem dalej i już pod koniec wyprawy, usiadłem na ławce w parku, nieopodal mego miejsca zamieszkania. Dosiadł się pewien starzec, bardzo zaniedbany i zaczął do mnie mówić. W skrócie brzmiało to tak: 
niech pan spojrzy na moje buty - powiedział starzec, więc ja zobaczyłem, buty jak buty, dosyć wychodzone, ale ok. Dostałem je od rowerzysty parę minut temu. Zdziwiłem się i zapytałem, jak to od rowerzysty? A pan mi odpowiedział: zamknęli mi dom, wyrzucili w klapkach, szedłem przez park i zatrzymał się rowerzysta i spytał czy dobrze się czuje i dokąd idę, więc odpowiedziałem, że na rynek i, że zamknęli mi drzwi, a nie zdążyłem zabrać butów i chodzę w klapkach ku zdziwieniu innych. Więc ja spytałem skąd ma te buty, a starzec rzekł: przywiózł mi je rowerzysta, najpierw kazał mi usiąść na ławce i zdjął swoje z nóg, by mi oddać, ale były za krótkie. Powiedział bym siedział na ławce, a on pojedzie i przywiezie mi inne, które będą pasowały. Więc ja siedziałem i nie wierzyłem, że wróci. I wrócił z butami, włożył mi je na stopy, bo nie mogę się schylać, zawiązał i po serdecznym pożegnaniu odjechał. Spotkałem naprawdę dobrego człowieka...



Mógłbym Wam napisać, co widziałem w oczach tego starca, jak mówił o rowerzyście, jak opowiadał o wojnie i dobru, które go w tym dniu spotkało, ale nie napiszę tego, bo jestem przekonany, że każdy z Was się domyśla. Dla mnie była to lekcja z życia, której chciałbym się uczyć cały czas. 
Dla mnie to właśnie jest ewangelia!

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Zwykła - Niezwykła - Wyprawa

Normalnie muszę się pochwalić fajnym spotkaniem z .... Naturą. Przed chwilą wróciłem z rowerku. Wczoraj pobiegałem nad jeziorkiem, wiec dzisiaj w planach był rower wcześnie rano dookoła jeziorka. Zwyczajna przejażdżka spowodowała, że zachwyciłem się chwilą i naturą - co rzadko mi się zdarza.

Po kilkunastu km postanowiłem zatrzymać się na plaży i się rozruszać etc. Po chwili postanowiłem  wejść do wody, a następnie się wykąpać, korzystając z porannego słoneczka.

Gdy już się wykąpałem
  ( mycie za free),  usiadłem na donicy, wrzuconej do wody i podziwiając spokój dookoła, szum wody, rozmyślałem. Nikt nie zakłócał tej chwili zatrzymania, jedynie kaczki, które chciały czasem porozmawiać, kijanki zaczepiające oraz przechodzący Pan z pytaniem "czy woda jest ciepła?". 

To zatrzymanie na ok 25 minut było rewelacyjne. I tak z zwykłego wypadu na rower zrobił się NIEZWYKŁY WYPAD NA ROWER!!

środa, 1 czerwca 2011

Jeszcze 100 dni!

Tak! Aż! A może tyko! Sto dni pozostało do 9 września. Tego dnia ja i moja narzeczona powiemy sobie sakramentalne tak.

Nasze odliczanie rozpoczęło się od liczby 421, pamiętam jak marzyłem, by to było tylko 100 dni, teraz te sto dni wydają mi się wiecznością.

Te 321 dni upłynęło różnie! Były piękne chwile, spotkania, coraz to nowe i większe odkrycia na każdej płaszczyźnie naszej egzystencji. Wiele radości, wspólnych wyjazdów, spotkań, randek organizowanych każdego miesiąca.

Ale też spotkało nas wiele gorzkich chwil, sporo łez wylanych, kłótni, sprzeczek, nieporozumień a czasem zniechęcenie. Wiele słów, które padły i zraniły drugą osobę. Zresztą by było śmiesznie, to na koniec wczorajszego dnia też się popstykaliśmy troszkę.

Ot takie to życie. Nasza wykładowczyni, pani psychoterapeutka czasem żartuje, że lepiej przed ślubem płakać kilka miesięcy, niż po ślubie wiele lat. Mam nadzieję, że coś w tym jest.

Choć ważne jest to, że zawsze po tym okresie niezrozumienia i swoistego przeciągania się, przychodzi czas na PRZEPRASZAM i rozmowę.

Jest wiele rzeczy, z którymi mamy problem, ale bez nich byłoby za łatwo. Jak w piosence grupy Raz, dwa, trzy”: „Gdyby były same piękne chwile, nie wiedziałbym, że żyję”

A dzisiaj w ten wyjątkowy dzień, mamy zaplanowane jedzonko a potem kino. Dla ciekawskich – idziemy na „Piraci z Karaibów 3D”. Ps. tak między nami, ubiorę nowe spodnie i nową koszulę, które razem kupiliśmy w zeszłym tygodniu :P

A mojej wspaniałej narzeczonej Dziękuje za każdy dzień, każde spotkanie, każdy uśmiech oraz łzę i duuużo więcej rzeczy :)