Osobiście myślę, że coś w tym
stwierdzeniu jest rzeczywiście prawdą. Wydaje mi się, iż pojawienie się pierwszego
dziecka, szczególnie w młodym, niedotartym związku może powodować konflikty
wynikające z dodatkowych obowiązków razy milion.
Patrząc na nas z perspektywy
roku, od kiedy pojawił się Szymek zachłyśnięci radością rodzicielstwa
dostrzegam także w naszym przypadku drobne spięcia (5min) związane z
obowiązkami. Kiedy oboje nie mamy siły, jesteśmy niewyspani po 5 pobudce w nocy
a od rana trzeba zasuwać czy to do pracy czy w domu zdarza nam się głupia wymiana zdań. Na szczęście u nas trwa
to chwilę i tyle. Ale w wielu związkach powoduje większe szkody.
Czasem zdarza mi się zbuntować i
wyrzygać żonie co robię przy Szymku (kapanie, spacery, higiena, wracam po
pracy, chciałbym usiąść spokojnie, a tu Szymek, w weekend jedyny moment pospać
do 8, a
tu od 7 Szymek etc.) i dlaczego nie mam chwili na bierny odpoczynek, ale zaraz
styki wracają do normy i dobrze wiem, dla kogo ten wysiłek.
Myślę, że ważne jest nastawienie
i wcześniejsze przygotowanie się, by w rodzinie + dziecko, pewne schematy były
przerobione wcześniej w związku.
Wczoraj wbrew moim przekonaniom co do pewnych miejsc,
męskie popołudnie spędziliśmy w centrum handlowym - bez mamy. Mama wróciła
z „szkoły dla rodziców i wychowawców” jak synek już spał.
Też się często nad tym zastanawiam, czy jak pojawi się dziecko to czy przypadkiem to czegoś między nami nie popsuje i doszłam do kilku wniosków, np takich, że najbardziej boję się tego, że dostrzegę w mężu żal, że będzie żałował że mamy dziecko i życie się przez to zmieniło. Na razie te moje obawy są wyssane z palca, bo mąż chyba bardziej czeka na dzidziusia niż ja więc nie wiem dlaczego myślę akurat o tym ale tak jak napisałeś, że czasem wolałbyś sobie poodpoczywac, albo pospac a tu trzeba się zając dzieckiem, nie wiem dlaczego ja w takiej sytuacji czułabym się winna. Jednym słowem rodzicielstwoto gruba sprawa jest... a i przesyłam życzenia dla solenizanta:) Kurcze jak to szybko czas leci:)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego dla Szymonka. :)
OdpowiedzUsuńhmm coś w tym jest :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jak wiele czynników ma wpływ na kryzys w małżeństwie -jeszcze nie raz tego doświadczycie. To nie tylko sprawa młodego, niedotartego związku, ale całej otoczki. Ja mam bardzo przykre wspomnienia tamtych chwil. Nieprzespane noce były dla mnie koszmarem; stałam się kłębkiem nerwów, a to znikąd pomocy choćby tylko na 5 min. Dziś obserwując wychowywanie dzieci, jak bardzo są absorbujące i męczące stwierdzam , że nasi synowie i tak to były złote chłopaki.
OdpowiedzUsuńP.S. coś taki duży ten tort dla Szymka- czyżby miał aż taki apetyt?
STO LAT...STO LAT...
Chyba większym kryzysem dla małżeństwa jest brak dzieci :)
OdpowiedzUsuńChoć z maluchami rzecz jasna nie jest łatwo i z wielu rzeczy trzeba rezygnować. Ja np. w weekendy nie wiem, co to wylegiwanie (dawniej wygrzebywałam się z łóżka nawet w południe), bo staram się dać odespać Krzyśkowi i wstaję z chłopcami rano...
Wszystkiego najlepszego dla Szymka :)) Ale elegancka rodzinka na zdjęciu ;)
Oj jaki duży facet już z niego :)
OdpowiedzUsuńNajlepszego dla młodego :D
Dużo zdrówka dla Roczniaka.
OdpowiedzUsuńU nas obyło się bez kryzysu, ale czekaliśmy na nasz cud 3 lata... jak moglibyśmy narzekać? ;)
I to juz rok...?!
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla Solenizanta!
Serdecznosci
judyta
Radości i łask dla Poważnego Chłopaka! :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ostatnio mądre zdanie, że pojawienie się dziecka nie jest przyczyną kryzysu (a już tym bardziej klejem trzymającym związek), tylko eksponuje i zaognia to, co i tak już w związku zgrzytało, tylko było niedostrzegalne albo bagatelizowane w cieplarnianej, wychuchanej codzienności. W obliczu wyzwań związanych z rodzicielstwem (czyli ogromnych!!!...) wychodzi z człowieka cała prawda o nim, zaskakująca czasem nawet dla niego samego.
zgadzam się! Lepiej to ujęłaś i wg mnie trafiłaś w sedno. pozdrawiam!
UsuńOdpozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńmama sie zapisała na szkole dla rodziców i wychowawców? czy prowadzi? hej, a czy słowo kryzys nie może być pozytywne?
OdpowiedzUsuńAno może być też pozytywne. A mama chodzi na szkołę, inaczej się teraz słucha z punktu widzenia rodzica hehe.
Usuń100 lat, kiedy to zleciało, masakra ;)
OdpowiedzUsuńCzasami jest ciężko ale to nie zmienia faktu, że i tak jest PIĘKNIE. :)
OdpowiedzUsuńKrzysztof:) Męski głos w sprawie bardzo cenny:) Jako mama 10-letniej kłótnicy i roztargnionego 6-latka wiem, w czym rzecz. Wszystko kwestią przyzwyczajenia, przyjdzie walec i wyrówna:) Dzieci wredne są i najkochańsze na świecie:) Pozdrowienia dla Młodego sto lat:)
OdpowiedzUsuńHmm ciekawy temat. Zgodzę się z Justyną. Jednak póki co, nie wiele mogę powiedzieć z własnego doświadczenia. Pół roku to dużo i ale i mało dla związku, w którym pojawiło się dziecko, na początku nie było czasu na większe kłótnie :) zobaczymy teraz w drugim półroczu jak to wszystko będzie wyglądać. Choć nie ukrywam jest inaczej niż przed.
OdpowiedzUsuńMyślę, że dzieci mogą połączyć albo podzielić niestety... A tym, których dzielą dzieci można jedynie powiedzieć, że nie było im dane być razem i tyle. Rodzicielstwo jest bardzo dużym sprawdzianem.
OdpowiedzUsuń