Muszę się pożalić. Nie mogę zdzierżyć jak jestem na mszy świętej, a ludziska przychodzą spóźnieni i to nie spóźnieni 2 minuty, ale spokojnie wchodzą np. na czytanej Ewangelii !! Uśmiechnięci, z gumą do żucia w ustach, przeżuwając jak krowa trawę, albo z ręka w kieszeni u facetów.

Czuję się jak w cyrku!! Ruszyło mnie to jak ostatnio byliśmy w niedziele na mszy św. z chłopcami z Kirgistanu, i zajęliśmy miejsca na końcu, z reguły siadamy bliżej ołtarza, więc nie widzimy spóźnialskich.
Byłem w szoku. I to nie jedna czy dwie osoby, duuużo osób tak wpadało w trakcie. Kurcze, mi też się zdarzyło spóźnić, ale z reguły tyllk na rozpoczęcie, jak spóźnienie było większe i miałem możliwość pójść na kolejną mszę św. to poczekałem i szedłem na czas.
Nie wspominam już o pewnych zachowaniach w kościele, bo to temat na książkę. Podobnie sytuacja z "klękaniem", wiecie o czym piszę, ktoś wpada zrobi karykaturę klęknięcia i jeszcze gorszą karykaturę znaku Krzyża i czym prędzej do ławki.
Jeżeli masz problem z przyklęknięciem to nie klękaj, skiń głową i tyle. Ze znakiem Krzyża warto powalczyć, po prostu się go nauczyć, co wbrew pozorom nie jest takie łatwe.
Koniec moich wywodów i żalów. Miałem potrzebę się podzielić moimi spostrzeżeniami.
Pozdrawiam, życząc dobrego weekendu