Witam.
Chciałbym poruszyć temat nauczycieli nieakademickich. Zaznaczam, że jest to moje subiektywne spojrzenie.
Mianowicie kwestii dni wolnych w ciągu roku szkolnego. Około trzech lat temu sporo dyskutowano nad zwiększeniem zarobków nauczycieli oraz poruszano postulaty wcześniejszych emerytur tzw. "kredowego".
Od tamtego czasu jak się nie mylę zarobki odrobinę wzrosły, kwestia emerytur zniknęła.
Często mówię, by nauczyciele nie narzekali na zarobki, skoro w roku szkolnym maja ok. 3-4 miesięcy wolnego w przeciwieństwie do wielu innych pracowników np. administracji.
Jedno jest pewne: jest to cholernie ciężka praca, sam tego doświadczyłem prowadząc różne spotkania w szkołach.
Ale wzbudza się we mnie nutka zazdrości, gdy kolega nauczyciel chwali się, że ma 9 !! dni wolnego na długi weekend majowy, a ja zasuwam 2 maja w pracy. Gdy są wakacje, również mają dużooo wolnego. Do tego ferie zimowe, i wiele innych dni wolnych, matury, odwołane zajęcia z powodu zimna w szkole etc.
I jeszcze żądają podwyżek. Gdy ja pracuję od 7 rano a mój kolega śpi do 9 bo na na 10 do szkoły, to sobie myślę, że mogłem zostać nauczycielem ehhe.
Nie będę już wspominał ile godzin wynosi etat nauczyciela. Należy rozróżnić nauczyciela wf-u czy a nauczyciela j. polskiego.
Oczywiście jestem za podwyżkami ale osób, które zaczynają przygodę z nauczaniem, bo wiem, że za swoją ciężką pracę otrzymują grosze - tę podwyżkę popieram.
Tak na marginesie nauczyciel wf-u (znajomy) po 35 latach pracy w szkole podstawowej zarabia obecnie ponad 4 tyś. złotych (czyżby stażowe?).
To takie krótkie przemyślenia, oczywiście nie wygaduje nikomu, ale się nad tym zastanawiam.
Może Wy macie jakieś przemyślenia na ten temat i zmienicie bądź ubogacicie moje spojrzenie, albo zmienicie. Proszę o Wasze opinie na ten temat. Z pozdrowieniami dla nauczycieli.