czwartek, 6 lutego 2014

Brak weny.

Od dłuższego czasu przeżywam brak weny do pisania na blogu. A przecież ciągle się coś dzieje. Na szczęście moja żona nie zaniedbuje bloga i częściej zaglądam do niej, aniżeli do siebie.
Jeżeli macie ochotę to i wy zajrzyjcie =>tutaj

Zmiana od dzisiaj, to zapisałem się na angielski (prawie darmowy kurs z pracy) i zacznę od 6 lekcji z powodu nieporozumień emailowych, nikt mnie nie poinformował, że dostałem się z listy rezerwowej.

Wiem, wiem wstyd się przyznać, że angielski u mnie jest na poziomie np. hebrajskiego, czyli słabo aby nie napisać dosadniej. W szkole nigdy nie miałem angielskiego, tylko niemiecki, więc pora trochę skumać podstawowych zwrotów oprócz tych już mi znanych yes i no :)

A tak poza tym, czekamY na wiosnę i lato, szczególnie w spędzaniu czasu z Szymkiem, teraz gdy porusza się samodzielnie i jest bardziej kumaty to czas na łonie natury będzie jeszcze piękniejszy.

6 komentarzy:

  1. O widzisz, a ja właśnie uczę angielskiego w firmach i tam duuużoooo jest takich na poziomie "yes/no", za to z niemieckim/ rosyjskim. :) Całe życie człowiek się czegoś uczy. Miłej zabawy. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj znam ten ból:( też mam problem z angielskim, w szkole się nie uczyłam a tu nagle wylądowałam w kraju gdzie angielski to podstawa. Nie wiem czy czytałeś u mnie na blogu, pisałam tam, że wpadłam na bardzo fajną książkę Pawlikowskiej i ja zaczęłam się z niej uczyc, polecam, no chyba że potrzebujesz zaawansowanej nauki, z resztą taki kurs z pracy to super okazja, będę trzymac kciuki za efekty:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy kurs z pracy to super okazja, wiele zależy od wykładowcy i własnego zapału. W szkole zetknęłam się z j.angielskim ale nasz nauczyciel był samoukiem i np. the u niego było "ze" a podobno to "de" i nic nie kumam, a szkoda . THE END
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo jaka reklama. Dzięki... ;) Hmmm mam nadzieję, że przy Tobie to i ja sobie coś przypomnę, bo jak wiemy, nie używany język zanika więc pora go odkurzyć. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo wena ma przypływy i odpływy... dobrze, że mozna liczyć na kobiety, biegne zatem na bloga do zony:) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń