wtorek, 2 lipca 2013

Współżycie - dni płodne lub niepłodne

Chciałbym poruszyć wg mnie cholernie ciężki temat dotyczący unikania współżycia w dni płodne (nieplanowanie dziecka w danym czasie) oraz współżycia w dni niepłodne.
Poniżej zamieszczę streszczone dwa świadectwa czy komentarze dla wprowadzenia w temat:

Jesteśmy od 28 lat małżeństwem i sytuacja nasza była nieciekawa. Moja Żona miała 100% niechęć do współżycia w okresie niepłodnym i 100% odwrotność w okresie płodnym. Współżycie w okresie zbliżonym do płodnego to 100% pewność poczęcia, dwa razy = dwie córki,. Była chęć do współżycia był okres płodny.
Upłynęło wiele lat małżeństwa, zanim doszedłem do wniosku jak wyżej, co jest przyczyną naszego nieudanego, a właściwie braku współżycia. Nie chcieliśmy stosować środków antykoncepcyjnych a próby stosowania metod naturalnych spełzły na niczym. Przez ponad 10 lat byliśmy w oazie rodzin, Ojciec Proboszcz chciał żebyśmy prowadzili poradnictwo rodzinne ale jako wyjątek czym mielibyśmy się podzielić.

Żona oprócz więzi duchowej, psychicznej, chciała, pragnęła bliskości fizycznej i ja również pragnąłem bliskości fizycznej a przez kolejne cykle nie było spełnienia tych pragnień. Doprowadziło to do stopniowego oddalania się od siebie. Teraz żona ma objawy rozpoczynania się menopauzy. Jesteśmy daleko od siebie, co można teraz zmienić?

Współżycie w okresach niepłodnych – jako odpowiedź na tę sytuację tylko z pozoru jest takie proste. Otóż jak Państwo wiecie, kobiety w tym okresie zazwyczaj nie mają ochoty na współżycie. W przypadku mojej żony jest to 100% wręcz obojętność! Jak mówić o głębokim zjednoczeniu, jeśli ja szanując żonę, mam odczucie, że właśnie wtedy traktuję ją przedmiotowo! Że nie ma mowy o wzajemnym głębokim darze, jeśli żona zgadza się na współżycie wyjątkowo niechętnie. Ona tez wtedy czuje się niczym więcej niż przedmiotem zaspokajania napiętej seksualności swojego męża!
! Czasami wydaje mi się, że te ciężary stają się powoli nie do uniesienia!
Innym zagadnieniem jest okres ciąży oraz okres karmienia piersią! Byłoby chyba śmieszne mówienie, że współżycie w czasie ciąży jest otwarte na życie! Tak po prostu nie jest bo z przyczyn biologicznych nie może być i oboje małżonkowie są tego świadomi! Cóż począć z tym faktem? Okres ciąży z pierwszym dzieckiem był chyba okresem najharmonijniejszego współżycia w naszym małżeństwie! Inaczej było w ciąży z drugim maleństwem, kiedy współżycie było niemożliwe. Teraz nasze drugie dziecko ma 4 miesiące, tak więc nie współżyjemy niemal od roku! I nie wiadomo kiedy to nastąpi, bo żona karmi piersią! 

Myślę, że jest to zmaganie wielu małżeństw, które chcą żyć w łasce uświęcającej - bez grzechu antykoncepcji i stosują NPR. Pomyślałem sobie rzeczywiście jakie to trudne ciągle się zmagać, hamować a z drugiej strony jakie piękne dla katolika wierzącego i praktykującego jest być w stanie łaski uświęcającej. 
Osobiście dla mnie ciężki temat do rozmów ale i z doświadczenia widzę jak trudno jest te dwie kwestie pogodzić. Chyba każdy musi wybrać, co dla niego jest priorytetem. Nie ma możliwości mieć jednego i drugiego. Osoby niewierzące czy niepraktykujące mają "problem z głowy" ale te chcący żyć z Chrystusem muszą walczyć dla większego Dobra. 
Karta do obserwacji met. objawowo-termiczna
Ciekawym doświadczeniem jest mieć starszych znajomych (50+), z jednego frontu i drugiego. I wydaje mi się (być może subiektywnie), że front bez antykoncepcji w ogólnym rachunku jest piękniejszy patrząc na te małżeństwa. 
Jedna z małżeństw powiedziało mi kiedyś: "jesteśmy szczęśliwi i dumni, że nigdy nie poszliśmy na skróty i nie mamy nic sobie do zarzucenia w tej kwestii". 

Rzucam hasło i chciałbym Was drodzy czytelnicy zapytać o zdanie w tej kwestii. Bez względu na front i przekonania. 

97 komentarzy:

  1. Mi się wydaje, że bardzo dużo tutaj zależy od samego mężczyzny, jaką czułością otoczy swoją żonę w te trudne dni niepłodne w ciągu całego dnia, i z drugiej strony, również od kobiety, jak bardzo się na tą czułość otworzy. W dni płodne chęć zazwyczaj przychodzi bardziej automatycznie;) Ale i w dni niepłodne da się ją wypracować. Tak jest u nas przynajmniej.
    No i druga sprawa. Dla mnie w pewnym znaczeniu ta miłość w te trudniejsze dni jest "pełniejsza". Wymaga więcej ofiarowania sobie nawzajem niż w dni płodne, kiedy jest bardziej instynktowna. Paradoksalnie, kiedy jest trudno, kiedy faktycznie muszę pokonać, przeskoczyć jakieś trudności, brak ochoty, i kiedy widzę, jak mój mąż się o mnie stara i też ofiarowuje mi swoją czułość, to czuję, że nasza miłość i jedność jest czymś, co stoi ponad trudnościami. A to przekłada się również na tą sferę fizyczną:)
    Nie bardzo tylko rozumiem, o co chodziło w tej drugiej wypowiedzi z karmieniem piersią. Co to ma do współżycia, bo nie bardzo rozumiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do karmienia piersią, to kwestia problemu z obserwacjami, więc z reguły jest to okres, w którym małżonkowie nie decydują się na współżycie, gdyż jest to zbyt ryzykowne.

      Swoim komentarzem pokazałaś fajną, inną perspektywę czy inne podejście do tej sytuacji.

      Usuń
    2. Hmmmm, nie wyobrażam sobie tego szczerze mówiąc:) Kurczę, karmię ósmy miesiąc i jak dotąd to jest najmniej problemowy okres pod względem obserwacji! Naprawdę zazwyczaj małżonkowie wtedy rezygnują ze współżycia? I co, jak kobieta karmi półtora roku czy dwa lata to w tym czasie nic?
      Dla mnie kwestia ryzyka jest tak naprawdę kwestią zaufania do metody i samego siebie. Wiadomo, pierwszy czas trzeba się wstrzymać, ale po określeniu modelu niepłodności to już tylko kwestia braku zaufania.

      Usuń
    3. Ty sobie nie zdajesz sprawy nawet z tego, jak mnie teraz pocieszyłaś. :D :D :D :D

      Usuń
    4. To ja dodam, że karmimy 8 miesiąc i ani razu nie udało się ustalić modelu (min. 10 dni). Oczywiście można znając dokładnie siebie zaryzykować, ale czy warto?

      szczęściarze :)

      Usuń
    5. Moim zdaniem? Warto.
      Gdybym trzymała się ściśle wszystkich reguł to zostałyby nam na współżycie kilka dni w miesiącu. Bo wystarczy, że wypadnie jeden krótszy cykl i już od niego musiałabym uzależniać wszystkie obliczenia. Choć kolejny byłby już o dwadzieścia pięć dni dłuższy i fizycznie niemożliwe by było, bym zaszła w tym czasie w ciążę. A trzecią fazę nieraz miałam siedem czy osiem dni tylko.
      Mi najtrudniej było pierwsze miesiące po porodzie, bo dość ciężko przechodziłam ostatnie miesiące ciąży i wpadałam w panikę na samą myśl, że mogę mieć jeszcze kiedyś dziecko, a przedłużający się połóg uniemożliwiał zaobserwowanie czegokolwiek. Ale potem strach minął:)
      A tak, to ja jestem już przyzwyczajona do tego, że nie mieszczę się w normach. Może i trochę "naginam" zasady npr-u pod siebie, może i traktuję je trochę wybiórczo, ale najważniejsze, że w moim wypadku na razie się sprawdza. Ja również nie ustaliłam jednoznacznie modelu niepłodności:))) Ale tego nawet i przed ciążą nie udało się mi ustalić jednozncznie, bo większą część czasu miałam objawy śluzowe, a nagle, ni z gruszki ni z pietruszki sucho.
      Być może kiedyś moja metoda się przestanie sprawdzać, nie wykluczam tego:) Ale szczerze mówiąc, nie bardzo bym się tym zmartwiła, bo nie chcę mieć jedynaka:P Choć pewnie po takiej "wpadce" byłabym dokładniejsza, ale i tak nie rezygnowałabym z współżycia w pierwszej fazie czy w okresie karmienia, dla mnie to matrix zupełny:)

      Usuń
    6. Podchodzisz lajtowo bo masz jedynaka i nie wykluczasz drugiej ciąży. Na 100% by Ci się zmieniło myślenie jakbyś absolutnie nie dopuszczała możliwości ciąży (bo np. miałabyś już trójkę albo z powodów zdrowotnych).
      Ja stosowałam NPR zanim matką nie zostałam. Teraz mam dwoje planowanych i jakby się trzecie trafiło to bym nie płakała ale świadomie się nie zdecyduję i NPR odpada, za duży stres.
      Monika

      Usuń
    7. Myślę, że dla osób wierzących jest jeszcze coś takiego jak "zaufanie do Pana Boga" i dobra znajomość siebie rozwiąże, może nie w pełni powyższą kwestię.

      Usuń
    8. Moniko, w tej chwili nie mam na to takiego ciśnienia, zgodzę się z tym:) Ale też i nie całkiem lajtowo, bo o ile mi nie przeszkadzałaby druga ciąża nawet w tym momencie to mój mąż chce odczekać trochę i mam świadomość, że ewentualna "wpadka" by wpłynęła na jego zaufanie do mnie i do tej metody. Więc nie jest tak, że w ogóle mi wszystko jedno.
      Pamiętam, jak jeszcze przed ciążą stresowałam się cały czas i non stop robiłam testy ciążowe, bo cały czas wydawało mi się, że czegoś nie dopatrzyłam, że może to już był ten czas płodny, i tak w kółko, za każdym razem, jak miałam dłuższy cykl. Oczywiście nigdy w ciąży nie byłam, bo nie było takiej możliwości. A synek począł się wtedy, kiedy mógł się począć, czyli kiedy był czas płodny i o tym wiedziałam. I to mnie nauczyło jednego. Nie ma cudów. Dziecko nie pocznie się, jeśli nie jestem w czasie płodnym. Dlatego, jeśli ze swojej strony uważnie robię obserwacje, mogę sobie i metodzie ufać pod tym względem. I dlatego podchodze do tego bez stresu, a nie dlatego, że mi wszystko jedno.

      Usuń
    9. A otwartość na dziecko (co wyklucza antykoncepcja) powoduje, że jak coś pójdzie nie tak, to świat się nie zawali.

      I to jest ta RÓŻNICA w podejściu.

      Usuń
    10. A, i jeszcze jedno, ja jako osoba chąca żyć zgodnie ze wiarą KK, tak naprawdę nie mam alternatywy do NPR. Dlatego w ogóle nie rozważam innej metody, choć nie uważam, że zawsze będzie łatwo (próbkę tego, jak może być, kiedy naprawdę NIE CHCESZ ciąży miałam wkrótce po porodzie, o czym pisałam wcześniej, więc wiem, że może być różnie). Żeby nie było że w nie wiadomo jakiej słodkiej naiwności żyję;)

      Usuń
    11. Ale nawet jeśli ktoś nie jest wierzący, jaka to jest niby lepsza, inna alternatywa? :P Tak czysto ludzko, bez upiększania wzniosłościami patrząc. Spirala odpada, bo uniemożliwia zagnieżdżenie, zresztą nawet jakby nie umożliwiało, to wizja specjalnie wywoływanego stanu zapalnego mnie jakoś nie przekonuje. Tabletki, zastrzyki, implanty to bezsensowne faszerowanie się chemią (ciekawe jest, że weterynarze nie chcą przepisywać zwierzętom tabletek, bo to niezdrowe, chociaż baaardzo finansowo opłacalne;)), do tego co z tego, że wygodne,bo raz łykasz i spokój, jak ochoty na współżycie ZERO i człowiek na wiecznym peemesie (przynajmniej ja tak miałam, jak byłam nieuświadomiona i dałam się tym czymś "leczyć", z wywiadu z koleżankami wiem, że nie ja jedna). Nie wspominając o tym, że na ulotce jest napisane, że jakby jednak owulacji nie zatrzymało, to uniemożliwia zagnieżdżenie, więc dla mnie odpada. Prezerwatywa - zabójca spontaniczności, akcja się rozkręca i trzeba przerywać w najlepszym momencie i się bawić w nakładanie jakiegoś gumowego śmierdziela (dla mnie to tak, jakby mnie mąż w gumowych rękawiczkach głaskał:P) a globulki, które się aplikuje na ileś tam minut "przed" i trzeba odczekać to już w ogóle kwintesencja "spontaniczności". Ludzie cudują, trują się chemią, podcinają, podwiązują, wkładają jakieś ciała obce, które im stany zapalne wywołują, przerywają sobie szał w sypialni bez sensu, jak mają tak pięknie wszystko na tacy w prezencie i to jeszcze za darmo podane. No nie pojmę tego. :P

      Usuń
    12. "A otwartość na dziecko (co wyklucza antykoncepcja) powoduje, że jak coś pójdzie nie tak, to świat się nie zawali."

      Świat by mi się nie zawalił. Ale jak się ma jedno dziecko niepełnosprawne to ta "otwartość" na kolejne dziecko wygląda zupełnie inaczej. Nie życzę żebyście tego doświadczyli.
      Monika

      Usuń
  2. Według mnie to jest chore, kochać się w dni niepłodne, a w płodne nie, jeśli nie chcesz począć dziecka. A jak ,,wpadniesz" to co? Czy nie lepiej iść pójść na ustępstwo i stosować antykoncepcję i się nie spinać cały czas?
    Oczywiście nie chcę nikogo urazić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie urażasz. Wiesz, tylko dla innych nie mam miejsca na ustępstwa w kwestii Bóg - przyjemność. Pozdrawiam i dziękuję za swoje zdanie.

      Usuń
  3. Dla mnie mówienie o pięknie jakiegoś małżeństwa, bo stosuje NPR i jest dumne, że nie poszło na skróty jest średnim pomysłem. Sam fakt stosowania NPR prawie o niczym nie mówi. Można współżyć zgodnie z wykresem, a w drugiej fazie na maksa się od siebie oddalać, nie przytulać, nie dotykać, nie spać w jednym łóżku, żeby się na pokusy nie wystawiać, warczeć na siebie, bo się jest sfrustrowanym, a potem w trzeciej zmuszać się, żeby się trzecia faza nie zmarnowała. I na koniec jeszcze być dumnym, że się nigdy na skróty nie poszło. Tylko co z tego, jeśli przy tym niszczy się bliskość, a nie się ją buduje? Oczywiście teraz mocno uprościłam. Ale nigdy nie wiadomo, jak rzeczywiście to tam u nich wygląda, a przynajmniej nie na tyle, żeby oceniać, czy rzeczywiście są piękniejszym małżeństwem, niż ci za antykoncepcją.

    I tak jak jestem całym sercem za NPR, tak w mega trudnych skrajnych sytuacjach, jeżeli już widać, że małżeństwo zaczyna się od siebie oddalać i że to wpływa na całą resztę, z bólem, ale poszłabym na ustępstwo. Bo co z tego, że będę mogła być z siebie dumna, że żyję w małżeństwie "po Bożemu", jeśli bym małżeństwa nie miała? Rewelacyjne wyjście to to nie jest, ale nie jestem pewna, czy Bóg byłby zadowolony z tego, że w imię twardego trwania przy zasadach tak, że nie ma zmiłuj, doprowadziłam do tego, że z naszego sakramentu i tego, do czego mnie powołał, nie ma czego zbierać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nie wiem na podstawie czego snujesz takie wnioski. Z reguły słyszę od doświadczonych małżeństw, że npr przyciąga, zbliża ich do siebie tym bardziej w okresie płodnym. Współżycie zamienione na inne gesty okazywania czułości, miłości.

      Usuń
    2. Jak długie okresy "postu" miewały te małżeństwa? ;) Bardzo długie okresy (nie mówię o dziwnych cyklach) bez współżycia to nie jest normalna sytuacja i to nie jest zdrowe, z tym to się chyba każdy zgodzi. Z tym zwyczajnie trzeba coś zrobić. Znam i takie małżeństwa i takie. Czytałam też kiedyś na potęgę fora nprowe, gdzie były chyba wszystkie możliwe trudności. Aż serce pękało czasami, co ludzie robili chcąc być w porządku. Ludzie dumni, że antykoncepcji nigdy nie było, ale podejście jak wyżej. To nie jest tak, że jak ktoś stosuje npr, to ma z miejsca super katolickie piękne małżeństwo.
      Bardzo dużo zależy od nastawienia drugiej strony. Jak obie strony nie są jednakowo mocno do npr przekonane, to już się robi ostro pod górę.
      Npr polecam, ja jestem zadowolona mimo głupich cykli, dla mnie to jak to wszystko działa, jest fascynujące i nie wyobrażam sobie innej drogi. Ale nie czuję, żeby to przybliżało, albo oddalało. Po prostu jest i tyle. Nie przypisuję temu jakichś cudownych właściwości. Robimy tyle rzeczy, które nas do siebie przybliżają, że jakoś nie pomyślałam, że npr miał tu jakąkolwiek zasługę.

      Usuń
    3. Zasługę czy nie, ale wpływ ma i to wg mnie duży na nas, na naszą seksualność, moralność itp. więc chyba jest ważny.

      Usuń
    4. Mimo wszystko myślę, że trzeba pamiętać, że NPR to tylko narzędzie, które też może być źle użyte, dlatego nie lubię uproszczeń i stwierdzania z góry, że czyjeś małżeństwo z NPR jest piękniejsze niż tych bez NPR. Sam fakt, że ktoś ma fajne narzędzia w garażu, jeszcze nie oznacza, że się nimi świetnie posługuje.;) A to jest na tyle intymna sprawa, że nigdy nie będzie się wiedziało, kto co z tego robi.

      Usuń
    5. Z góry zakładam, że notka dotyczy osób "posługujących" się NPRem.

      Usuń
  4. Męża nie posiadam ale kiedyś interesowałam się tym tematem tak z ciekawości. I dla mnie było by to wyzwanie bo mój cały cykl jest tak rozregulowany że ciężko cokolwiek określić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj, że jest kilka wskaźników, nie wyliczasz na podstawie jednego np. w metodzie objawowo - termicznej. Więc jest to możliwe.

      Usuń
    2. Jeśli się mogę wtrącić to też miałam rozregulowany cykl, łatwiej było przewidzieć szóstkę w totolotka niż mój okres a tu proszę, odkąd zakupiłam termometr, pierwsze dwa miesiące to była totalna masakra a potem nagle jakiś cud, regularność jak w podręczniku:D Na pewno dużo zależy od trybu życia, ale nie ma co od razu spisywać tego na straty, tylko trzeba spróbować. Poza zwykłym przestrzeganiem przykazań Bożych NPR niesie ze sąbą masę innych korzyści:)

      Usuń
  5. Dla mnie wybór był jasny, bo najważniejsze jest dla mnie być blisko Boga. Mimo tego że cholernie ciężko mi zrezygnować z seksu, nawet przez myśl mi (i mężowi) antykoncepcja nie przyszła. Skoro Kościół tak zaleca, to widać coś w tym jest i pewnie Pan bóg ma lepsze wyjścia. I chociaż to trudniejsza droga, to widzę dobre owoce.

    Jesteśmy bliżej siebie, znamy się na wylot w zasadzie. Mamy do siebie więcej zaufania i cierpliwości, wiemy skąd się biorą zmiany w moim zachowaniu. Poza tym generalnie to dobre, przez jakiś czas rezygnować ze współżycia (krótki czas ;)), bo potem i radość jest większa :P Najtrudniej jest, kiedy ciąża jest zagrożona, a wtedy przecież każdy rezygnuje, czy wierzący czy nie. Te dni płodne to pikuś.

    No i mamy znajome rodziny, które w ogóle nie stosują nawet npru, bo mają mega zaufanie do Pana Boga, że On lepiej wie ile mają mieć dzieci i On się nimi zajmie najlepiej i je wychowa (z pomocą rodziców ogromną oczywiście). nikt się nie zawiódł, a ja sama chociaż stosuję npr żeby przedłużyć czas między poczeciami, to jednak staram się jak najmniej. Strach przed posiadaniem dzieci to jednak jest brak zaufania. Z moich obserwacji wynika, że każde przyjęte dziecko jest ogromnym darem i właśnie te urodzone w ciężkiej sytuacji rodziny (materialnej, zagrożonej rozwodem itp), dzieci-niespodzianki często ratują te rodziny.

    Także npr też nie może być stosowany jako antykoncepcja i trzeba o tym pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za świadectwo. Wg mnie (bez urazy) od zaufania do nieodpowiedzialności jeden krok. Myślę, że jak ktoś jest zamknięty na poczęcie, to z góry skreśli npr i w tym przypadku czynnik antykoncepcji w postaci npr odpada.

      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuje za komentarz. Oczywiście podpisuję się pod nim.

      Usuń
    2. Oj nie zgodzę się z tym, że npr nie może być używany jako ugrzeczniona, katolicka antykoncepcja. Poznałam na STR wiele rodzin katolickich, które poprzestały na jednym czy dwojgu dzieciach i dalej stosowały npr właśnie jako antykoncepcję. Ja nie mówię, że każdy ma się godzić na to, żeby mieć dzieci w ilościach hurtowych, bo to kwestia wyboru i taki wybór to dla mnie bohaterstwo (a nie nieodpowiedzialność, bo o nieodpowiedzialności mogę mówić w przypadku rodzin patologicznych, a nie takich, które rozeznały, że w ich przypadku wielodzietność jest wolą Pana Boga). Ale umówimy się, dwójka dzieci i koniec to jest zamknięcie na życie, no chyba że okoliczności naprawdę nie pozwalają na więcej.

      Usuń
    3. A po trójce, czwórce, czy piątce jak więcej się nie planuje to już nie zamknięcie? Co to jest za różnica? To, że ktoś poprzestaje na dwójce nie oznacza, że nie przyjmie kolejnych, jeśli wyjdzie inaczej.
      Więcej bym chciała dzieci niż 2, żeby nie było. ;)

      Usuń
    4. Tutaj Rivuet mam nieco inne zdanie. Jeżeli ktoś zaplanuje dwójkę czy trójkę i powie basta, stosując dalej npr, to ma takie prawo. Nie rozumiem natomiast osób, które decydują się z wyboru na jedynaków lub rodzin, które maja kapitalne warunki by mieć więcej niż jedno ewentualnie więcej dzieci.

      sformułowanie "ugrzeczniona katolicka antykoncepcja" jest dość nietypowe i powiem, że mi się podoba :)

      (Ps. w przypadku rodzin patologicznych to można mówić o braku odpowiedzialności). Odpowiedzialność dotyczy każdego z nas.

      Usuń
    5. Hm no o to mi mniej więcej chodziło, co napisałeś w 1 akapicie, może niejasno się wyraziłam :)

      Z tym że ja mając teraz dwójkę widzę, że powiedzenie teraz basta oznacza tylko to, że od teraz plan Pana Boga na moje życie mam w czterech literach, a zaczynam realizować swój. Pewnie że każdy ma prawo robić co mu się podoba, bo każdy dostał od Pana Boga wolność. Tyle że nie każdy wie, że najfajniej się żyje zgodnie z planem Boga, a nie własnym. Jakoś nie wspomniałam o tym wcześniej, ale Bóg nie jest jakimś bezwolnym dziadem, tylko Bogiem wiernym i jak ktoś mu w 100% zaufa, to on w 100% daje. Żadna z tych rodzin (a także ludzi samotnych czy księży), które mu zaufały (choć w oczach świata to zaufanie to szaleństwo) się nie zawiodła. Wszyscy mają co jeść, gdzie spać, w co się ubrać i to, czego im potrzeba. Rodziny, które mają więcej niż 10 dzieci i wyjechały na koniec świata na misję (co z boku, "rozsądnie" patrząc jest idiotyzmem), są szczęśliwe i mają wspaniałe życie. Chrześcijanie nie są powołani do wygodnego życia, ale do życia cudownego - czyli takiego, że właśnie nie liczą na siebie, tylko na Boga. Najbliżej Boga jesteś, kiedy uznajesz, że on może zrobić w Twoim życiu rzeczy po ludzku niemożliwe.

      Gdyby postaci z Pisma Św. opierały się tylko na swoim rozumie, to w ogóle nie byłoby historii zbawienia. Abraham siedziałby na tyłku i był bezdzietny, i tak dalej. Chrystus zamiast krzyża wybrałby wygodne, długie życie. To samo ze świętymi. Tylko że wszyscy wylądowalibyśmy w Szeolu, bo zwyciężyłby wtedy Szatan. Ja nie mówię,że rozum trzeba schować do kieszeni, ale czasem trzeba zaryzykować i pozwolić działać Bogu. Królestwo Niebieskie zdobywają szaleńcy :)

      Polecam książkę o.Jarosza "Miłość ponad wszystko", tak w tym temacie :)

      Usuń
  6. No trochę mnie nastraszyłeś:D Planujemy z narzeczonym stosowanie NPR, ja się na razie uczę i do tej pory byłam pełna optymizmu:) Mam też podobne zdanie co Żona, ochotę na pewno w jakiejś części można sobie wypracować. Może za jakiś rok, dwa znowu poruszysz ten temat to wtedy powiem czy dalej tak uważam:D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zdanie: NPR jest świetny i polecam, bo jestem zafiksowany na jego punkcie, pomimo trudności. PoLeCam!

      Usuń
    2. No ja jak na razie też jestem zachwycona, nie tylko dlatego że to jest zgodne z wolą Bożą ale odkąd zaczęłam to jakoś rozkminiać, po pierwsze poznałam lepiej siebie i to nie tylko od strony biologicznej ale i psychicznej, wiem, ze to dużo zdrowsze, naturalne i w pewnych przypadkach pomaga wcześnie wykryć jakieś nieprawidłowości. Na pewno korzyści jest cała masa a jedyny kontrargument dla mnie to taki że to jest po prostu trudne i wymaga wysiłku czyli coś na topie dzisiaj- wybieranie tylko tego co jest łatwe. Jak się komuś nie chce w to bawić to znajdzie tysiąc powodów żeby się od NPR wykręcić a jak dla mnie powód niestosowania jest właśnie taki: z antykoncepcją jest łatwiej i przyjemniej

      Usuń
    3. E tam wymaga wysiłku. 5 minut mierzenia na śpiocha, parę zerknięć w toalecie i postawienie kropki na kartce. ;) Przyznam, że jeszcze nie spotkałam nikogo, kto zaczął NPR i się nie wciągnął. :)

      Usuń
    4. No tak ale w porównaniu z pigułkami NPR jest chyba nieco trudniejszą drogą. Pigułkę łykasz i problem z głowy, nie musisz mówić mężowi "dzisiaj nie kochanie, bo będziemy mieć dzidziusia" Pod tym względem twierdzę że tabletki to droga na skróty

      Usuń
    5. Wiecie, jak zapytam znajomą, która ma spiralę, to się nią zachwyca. Inni stosują gumy i niby jest im dobrze. Więc to zależy od jakiej strony patrzymy.

      Usuń
    6. Margolcia, jeżeli się przy tabletkach nie odczuwa żadnych skutków ubocznych, to wtedy tak. ;)

      A z tymi gumami, to jak się przerzucą na npr do starań o dziecko i spróbują takiego "gołego" seksu, to już gumy stracą na atrakcyjności.;) To tak z obserwacji :)

      Usuń
  7. ale ciężko wyliczyć dni płodne i niepłodne jeżeli kobieta ma nieregularne cykle więc lepiej nie ryzykować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg mnie npr jest właśnie idealne dla osób z nieregularnymi cyklami. Ile to oszczędza nerwów! Ja z moimi cyklami to dopiero bym się nadenerwowała, co się dzieje, czemu się spóźnia, kiedy przyjdzie itp. A tak - wszystko ładnie widać, wiem, czego się spodziewać.:)

      Usuń
    2. Naprawdę znając swoje ciało, obserwując temp. śluz, szyjkę i inne objawy można i przy nieregularnych cyklach. Doświadczenie znajomych.

      Usuń
  8. Fajna sprawa dla nas, to NPR, jeśli chodzi o odkładanie poczęcia. Tylko jak już się rzeczywiście chciało otwierać na życie, to okazywało się to nie takie "hop-siup!" i już na zawołanie;)
    Kluczem do nie spinania się jest nastawienie, że dziecko to nie wróg czy przeszkoda,a Dar (obecnie znam wiele historii bliskich i znajomych o braku wymarzonego poczęcia). Nam pomaga w życiu zasłyszane kiedyś stwierdzenie zaskoczonego wieścią o ciąży żony znajomego-studenta: "Bóg dał - Bóg zadba, damy radę". I dają :)
    Justyna (czapkakrasnala)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne tak. Tylko trzeba mieć włączony rozum.

      Usuń
  9. Ja jeszcze od siebie dodam, że gdzieś czytałam, że seks jest takim papierkiem lakmusowym związku, pokazującym czy wszystko w związku jest ok. Jeśli jest problem z seksem, to zazwyczaj tkwi on gdzieś głębiej. I myślę, że te pary, których wypowiedzi zamieściłeś, mogły mieć rzeczywiście problem gdzieś głębiej. Tak jak pisze Ta z żebra, stosowanie npr to nie wszystko. Może był problem z komunikacją, czułością, może jakieś zranienie z przeszłości, brak szczerości. A może po prostu brak zaufania do siebie, do małżonka, do Boga- to o czym pisałam, stosowanie npr-u wymaga zaufania, bo bez tego to faktycznie można popaść w nerwicę.
    Przecież bliskość fizyczną można okazywać sobie na tysiąc różnych sposobów! Przecież można zamiast unikać współżycia w czasie karmienia piersią wziąć się w garść, iść do nauczyciela npr i dowiedzieć się, czy naprawdę jest taka konieczność i po prostu dobrze nauczyć się tej metody. A wiem co mówię, bo przed ciążą miałam bardzo ciężkie cykle do interpretacji, bardzo nieregularne, czasem bezowulacyjne, objawy śluzowe niemal przez cały cykl, nieregularne trzecie fazy- gdyby nie zaufanie do siebie, że potrafię zinterpretować zmiany w swoim ciele i zauważyć nadchodzącą owulację to mielibyśmy tylko parę dni dla siebie w ostatniej fazie, a i to nie zawsze.
    No i to co mówi Riulet- zaufanie do Pana Boga- ja wierzę z całego serca, że Bóg obdarzy nas kolejnymi dziećmi wtedy, kiedy będzie na to najodpowiedniejszy czas. I dlatego nie muszę się spinać. Robię dobrze swoją część pracy, a resztę powierzam Panu Bogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie zdanie chyba najlepiej podsumowuje całość. :)

      Cieszę się, że są takie osoby, pozdrawiam. Czyżby npr nie tylko dla dewociarskich katolików"? No NIE. :)

      Usuń
  10. Wartościowanie małżeństw czy związków poprzez stosowanie czy niestosowanie antykoncepcji jest karkołomne. Myślę, że to sprawa tak intymna, że nikt nie powinien w to ingerować, a tym bardziej oceniać.
    Poza tym nie wiedziałam, że antykoncepcja to grzech?!
    Ktoś wyżej napisał o zaleceniach Kościoła. Ktoś chce się stosować do zaleceń bezdzietnych ( oficjalnie) mężczyzn, to proszę bardzo, tylko że potem nikt inny nie poniesienie konsekwencji tylko my sami ( oni tylko zalecali, przecież nie kazali). Poza tym uważam, że Kościół tak własnie zaleca, bo widzi w tym swój dobrze pojęty interes. Sorry, ale ja zaufania do tej instytucji nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wartościowanie ewentualnie pod względem grzechu lub jego brak w perspektywie wiary. Cieszę się, że z tej notki dowiedziałaś się, że antykoncepcja to grzech. :)

      Usuń
    2. Tylko nie wiem dlaczego jest to grzech

      Usuń
    3. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/ID/9810V_05.html

      http://adonai.pl/malzenstwo/?id=3

      Poszukaj, a znajdziesz.

      Usuń
    4. Przeczytałam, tylko że mnie interesuje to, co papież jakikolwiek ma dopowiedzenia w tej sprawie. Zwłaszcza że w roku 1968 papież w encyklice Humanae Vitae nakazuje, aby każdy stosunek płciowy kończył się poczęciem. Oczywiście nie przeszkadza to KK w tym, aby posiadać akcje i czerpać zyski z firmy Instituto Farmacologico Sereno, która produkuje środki antykoncepcyjne.
      PS. Tylko proszę mnie nie przekonywać, że papież na podstawie dogmatu z 1870 stał się nieomylny, bo nie wiem,ile trzeba mieć w sobie pychy i buty, żeby coś takiego wymyślić.

      Usuń
    5. Chciałam jeszcze dodać, bo pewnie niektórzy katolicy o tym nie wiedzą ( stawiam, ze 90 % jest nieświadoma), że w 1563 Kościół uznaje, że jest ważniejszym źródłem wiedzy niż Słowo Boże.

      Usuń
    6. Chciałabym dodać jeszcze , że w 1563 r Kościół uznał, ze jest ważniejszym źródłem wiedzy niż Słowo Boże.
      Pewnie 90% katolików o takich rzeczach nie słyszało, w końcu na katechezie o tym nie wspominają.

      Usuń
  11. Obserwowałam siebie około 5 lat. Zapisywałam codziennie rano temperaturę. Muszę przyznać, że doskonale znam swój organizm i nie potrzebuję tabletek do zabezpieczania. One zupełnie rozwaliły mój organizm.
    Dla tych, którzy chcę poznać tą metodę zapraszam do serwisu www.28dni.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Skoro antykoncepcja to grzech to po co stosować metode NPR skoro także jest to sposob antykoncepcji. Jakby kościół jej zabronił to wtedy jaki wybór zero seksu czy co rok to prorok. Z drugiej strony jeśi kościół zezwoliłby na stosowanie prezerwatyw podejrzewam że większość zagorzałych katolików zaczela by je stosować. Ja osobiście nie wobrazam sobie że mam z partnerem czekać 2-3 miesiace na dni niepłodne bo akurat we wcześniejsze coś"wypadało" i nie było "okazji" żeby się kochać . Metoda może fajna pod warunkiem że w najbliższej przyszlości ktos planuje powiekszenie rodziny gorzej jak sie ma juz 3-4 dzieci i co dalej ryzykowac powiekszanie rodziny? Bóg mi raczej na pieluchy i mleko nie da a dziecko coś jeść musi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kościół nie musi zezwalać. Znam zagorzałych katolików, którzy stosują antykoncepcję i w konfesjonale wcale się z tego nie tłumaczą, jak to stwierdzają " no bez przesady, a komu ja krzywdę robię i co to go ( księdza) obchodzi".

      Usuń
    2. Polecam nie gdybać.
      2-3 miesiące raczej się nie czeka, chyba, że u dinozaurów.

      Polecam odróżnić słowo antykoncepcja (anty poczęcie) a npr - naturalne PLANOWANIE rodziny.

      Ps. od anty nastawienia do dziecka, krok do aborcji itd.

      Usuń
    3. To znasz nie zagorzałych tylko obłudnych i zakłamanych.

      Ps. lepiej patrzeć na siebie, aniżeli na innych czy księdza. tak mi się wydaje.

      Usuń
    4. I z tym się zgodzę. Niech każdy sobie wybierze to, co dla niego najlepsze. Jakie to szczęście, że mamy wybór!
      Co do pierwszego zdania, to zmartwię Cię pewnie, ale tych " obłudnych i zakłamanych" ( jak twierdzisz) jest więcej.

      Usuń
    5. Więcej od czego? Jest dużo jak w każdy środowisku czy religii.

      Usuń
    6. Nie od czego, bo o ludziach rozmawiamy. Zresztą sam sobie odpowiedziałeś na pytanie. A ja dalej nie wiem, dlaczego antykoncepcja jest grzechem ? :)

      Usuń
    7. "od czego" z pewnością nie więcej od ludzi, więc oznacza to, że chodzi o jakąś grupę, podmiot społeczny etc. Jeżeli czegoś/kogoś jest więcej, to więcej od czegoś lub kogoś. Więc zapytałem.

      Usuń
    8. "Bóg mi raczej na pieluchy i mleko nie da a dziecko coś jeść musi."

      No z takim nastawieniem to faktycznie raczej nie da. On daje tym, którzy go o to proszą i mają zaufanie do niego.

      Usuń
    9. Świetnie sformułowane. Niestety ciężko rozmawiać na takie "abstrakcyjne" tematy z osobami niewierzącymi. To tak jak mówić im o Bogu, którego się nie widziało ani słyszało.

      Co więcej jedni są bardziej dojrzałymi katolikami inni mniej, a to także zmienia patrzenie. Jedni się formują we wspólnocie a inni nie. I tutaj ciężko się rozmawia.

      Podoba mi się przykład, który kiedyś usłyszałem:

      Jeżeli niewierzący pyta skąd wiem, że istnieje Bóg, skoro go nie widziałem. To ja pytam, czy istnieje Statua Wolności? Przecież jej nie widziałeś.

      Ot tak żartem, ale fajnym do rozmów.

      Usuń
    10. Przykład raczej głupawy: Statuy Wolności nawet jeśli nie widziałeś, to zobaczyć możesz, a Boga nie.

      Usuń
    11. Chodzi o to, czy wierzę, że takowa istnieje. Nie widziałem jej, więc mogę nie wierzyć, tak jak z Bogiem. Też go można zobaczyć.

      Usuń
    12. Zgadzam się z tym komentarzem w 100%. Nie jestem osobą wierzącą, ale szanuję poglądy innych osób. Nikogo nie oceniam. Sama korzystam od 2010 roku z npr po to by zostać matką. Czasem to co dla innych wydaje się takie łatwe w rzeczywistości jest znacznie trudniejsze.
      Sex jest najfajniejszy spontaniczny. Co to za przyjemność kochać się jak pozwoli mi na to śluz i temperatura:)Dla mnie to głupota. Są różne metody zapobiegania ciąży jeśli ktoś nie chce w danej chwili mieć dziecka. A NPR nie daje 100% pewności bo nie każda kobieta ma wszystko zgodnie z podręcznikiem. Ja jestem na to żywym przykładem. U mnie temperatura i śluz nigdy nie wskazywały na owulację. Przez cały cykl temp. była w granicach 35,7 - 36,4.

      Usuń
    13. A dwa poziomy temperatur miałaś, czy było cały cykl na zmianę 35,7 - 36,4?

      Usuń
    14. A jeżeli ślub i temperatura nigdy nie wskazują na owulację, to to trzeba leczyć.

      Usuń
    15. Podałam przedział od... do... czyli (najniższa) 35,7 do 36,4 (najwyższa).

      Usuń
    16. Tyle to ja zrozumiałam. :P Pytam o to, jak się ten przedział "od.. do..." układał. Czy miałaś przez cały cykl taki zygzak, czy najpierw niskie, potem wysokie.

      Usuń
  13. Jak fajnie, ze poruszyłeś ten temat. Mozna dowiedzieć się co sądzą o tym inni młodzi ludzie i najważniejsze, jak to wygląda u nich w praktyce. W moim środowisko zebrać tyle cennych opinii o npr byłoby ciężko;) Może ten post i mnie zmotywuje do rozpoczęcia obserwacji siebie. Co prawda nie wychodzę jeszcze za mąż, chociaż bardzo bym już chciała, ale myslę, ze warto poznać swój organizm niezależnie od statusu:) abstrahując, muszę Wam powiedzieć, ze jestście cholernymi szczęściarzami mając siebie i myśląc oboje w ten sposób. Bije od Was taka miłość i jedność, że az Wam zazdroszczę:)
    Takie mam pytanie, moze bardziej do kobiet: ile czasu przed rozpoczęciem współżycia zaczęłyście drogie kobietki obserwację, a może inaczej ile wg Was potrzeba miesięcy żeby poznać dokładnie przebieg swoich cykli?

    pozdrawiam serdecznie,
    kama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, by wiedzieć jak na takie sprawy zapatrują się inni. pozdrawiam.

      Usuń
    2. Ja bardzo szybko obserwacje zaczęłam, jakieś 4 lata zanim to było potrzebne. ;) Jak chce się korzystać z niepłodności przedowulacyjnej, to 6 miesięcy przed godziną zero to minimum, a jeszcze lepiej 12.

      Usuń
    3. Ja przed ślubem prowadziłam obserwacje jakieś 2,5 roku chyba (nawet o ślubie jeszcze nie myślałam wtedy:P)
      Ja myślę, że warto po prostu jak najwcześniej zacząć, bo im dłużej się obserwujesz, tym czujesz się w tym pewniej po prostu.
      A do wyliczenia niepłodności w pierwszej fazie musi być minimum 6 wcześniejszych cykli o ile pamiętam.

      Usuń
    4. Ja do Żony ;) A teraz o której mierzysz temperaturę? U nas Szymkowi przestawiło się i wstaję po 3 razy w nocy i nie mam wymaganego ciągu snu 3 godz. Z lekarzem u stliliśmy, że mimo tego mam mierzyć np. o 6:00 (głównie chodzi o godzinę poranną) i zapisać ile spałam od ostatniego karmienia i sprawdzimy jak ten cykl nam ułoży się. :)

      Usuń
    5. Agnieszko, a Ty już masz normalne cykle? Bo mi jeszcze nie wrócił okres. Z mierzeniem temperatury to robię tak, jak wychodzi akurat, bo Antoś nie ma i póki co nigdy nie miał żadnych stałych pór budzenia się, więc po prostu próbuję się wstrzelić tak, żeby były te trzy godziny snu, różnie to wychodzi, zazwyczaj nie wychodzi:P Ale nie skupiam się za bardzo na tym bo póki nie mam normalnych cykli to temperatura mi wiele nie powie. Ważniejsze są inne obserwacje.
      Kurcze, macie lekarza co się zna na npr? :) Zazdroszczę:) Ja długo takiego szukałam, w końcu znalazłam, ale w sąsiednim mieście, potem prowadziłam u niego ciążę, ale teraz mi nie po drodze do niego- za duża odległość:)

      Usuń
    6. Żono droga, a mogę wiedzieć gdzie ten lekarz? Bo ja się niedawno przeprowadziłam i tak się przyszłościowo rozglądam, a bardzo blisko do siebie mamy, bo ja teraz w tym sąsiednim mieście na zachód:)

      Usuń
    7. Ja chodziłam tu:
      http://doktorginekolog.pl/
      Hmmm na zachód? Ale też 3city? :)

      Usuń
    8. Dzięki.:) Czyli jednak Gdańsk... Miałam cichą nadzieję, że to będzie to drugie sąsiednie miasto. Pierwsza nietrójmiejska stacja skm w stronę Wejherowa.:)

      Usuń
    9. Dzięki:) Czyli jednak Gdańsk, miałam cichą nadzieję, że to jednak będzie to sąsiednie miasto w drugą stronę. Pierwszy nietrójmiejski przystanek skm w stronę Wejherowa.:)

      Usuń
    10. Pochwalę się, że mamy "pod ręką" wspaniałą dr ginekolog-poł.

      Świetna kobieta, mieliśmy z nią 5 lat zajęcia na studiach. Prowadziła ciąże, była przy porodzie, oczywiście poza godzinami pracy i ciągle nas dogląda i wspiera.

      ps. nigdy w życiu nie przepisała nikomu antykoncepcji w innych celach aniżeli lecznicze. Do tego sfiksowana na punkcie npr -u.

      pozdrawiam, Trójmiasto - za rok w wakacje, zaprosicie na kawę?

      Usuń
    11. Ojej, to rzut beretem od nas, bo my przedostatni trójmiejski przystanek w stronę Wejherowa:) Także może kiedyś kawa? :)

      I Was też Krzysztofie serdecznie zapraszam jakbyście byli kiedyś w okolicy:)))

      Usuń
    12. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    13. Kawa to obowiązkowo! :D

      Usuń
  14. Witam,
    jestem mężatką od 3 lat i z mężem stosujemy naturalne metody polegające na obserwacji tylko i wyłącznie śluzu. Nie mamy jeszcze dzieci. Ale, nie chciałam o tym, chciałam o tym, że ja osobiście nie czuję mniejszej ochoty na seks w okresie niepłodny, może takie mam libido, a może to łaska że wręcz nie mogę się doczekać czasu kiedy będziemy mogli być blisko z mężem, bez względu na okres płody czy niepłodny. I czasami mam wrażenie, że podbijanie tematu ochoty na seks kobiet w dni niepłodne jest tylko nagonką na naturalne metody i promocją antykoncepcji, która jest "lekiem na całe zło". Pozdrawiam wszystkich wytrwałych i nie chodzących na skróty ;) Kasia

    OdpowiedzUsuń
  15. Szkoda, że zakładasz (czy generalnie osoby wierzące wypowiadające się w tym temacie) tylko dwie opcje - bez antykoncepcji dla osób wierzących oraz z anty dla niewierzących, bo to grzech.
    Szkoda, że nasze społeczeństwo jest tak bardzo zamknięty na inne wyznania niż RK. Kościoły protestanckie (odłam chrześcijański - to tak jakby ktoś nie wiedział ;)) dopuszczają stosowanie antykoncepcji, o ile nie są to środki wczesnoporonne. Zostawiając sposób planowania rodziny samym zainteresowanym.
    Rozumiem, że będąc danego wyznania powinno żyć się wg jego zasad. Ale czy w tym momencie powinniśmy tak jednoznacznie mówić, że antykoncepcja jest grzechem i jest potępiona przez Boga? Że małżeństwo stosujące antykoncepcję nie może żyć pełnią chrześcijańskiego małżeństwa? Tak współczesne sprawy jak antykoncepcja czy in vitro to wciąż kwestie bez jednoznacznej odpowiedzi z Bożego Słowa, pozostają głęboko zależne od interpretacji.

    Pamiętajcie, katolicy, że Bóg nie jest tylko Wasz. Warto czasem poczytać i poszukać innego spojrzenia, również chrześcijańskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. problem w tym, że antykoncepcja hormonalna może mieć działanie wczesnoporonne... i nawet o tym nie będziemy wiedzieć...

      co do komentarza włanego - mam ciekawe doświdczenie, ale jeszcze zbyt świeże by się nim podzielić w necie, może w prywatnej rozmowie ;)

      Usuń
  16. Wow... dość ciężki ten post... Taki... pesymistyczny.... My z mężem też stosujemy NPR. Z prostej przyczyny. Wierzę. I w moim życiu to Bóg jest Panem życia i śmierci. Nie ja. Nie my. Wychodząc od tego prostym i oczywistym jest dlaczego nie mamy zamiaru stosować żadnej antykoncepcji. Bóg dał nam płodnośc, dał nam popęd. Ale dal też rozum. Jeśli nie chcemy dziecka, nie współzyjemy kiedy może się począc. I jesteśmy szczęśliwi. I nie ma w nas jakiegoś nie wiem... hamowanego popędu któego nie da się powstrzymać, wiec jesteśmy przez to "chorzy". Więc chyba da się?
    Nie wspominam o spontaniczności, o której pisze ta z żebra :). Bo to oczywiste :) W gumie się kochać... ble.
    A reszta antykoncepcji? Od tabletek po wszystkie wkładki i spirale... Nie pozwalają się zagnieździć Nowo Powstałemu Życiu. Dla mnie to zabójstwo. Tyle. Bo o tym się nie mówi, ale środki antykoncepcyjne mają w sobie również działanie wczesnoporonne. Żeby gdyby w razie gdyby nie zadziałało jako brak owulacji, zabiło to, co już się poczęło. Tylko nikt o tym nie mówi... I nagle skutreczność tabletek taka duża...

    Ale żeby nie było tak różowo. Dla mnie osobiście czas po porodzie, dopóki nie wrócił okres był ciężki. Wynikało to też z mojego braku doświadczenia, zastanowienia się nad tym co się dzieje w organizmie.... Wiem, że można to było pokonać... Gdybym się bardziej do tego przyłożyła ;-) Bo jednak po porodzie nad pewnymi obserwacjami trzeba się skupić wg mnie...
    Ale nie chcieliśmy jeszcze dziecka.... Szczególnie ja... Bo mnie trochę córka wymęczyła przez pierwsze miesiące... Więc summma summarum nie współżyliśmy. Ale przeżylismy. A teraz... Jest lepiej niż było przed :P

    I jesteśmy szczęśliwi ze swoich wyborów. I wolni. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę na przekorę napisany. Czy pesymistyczny? To tak trochę pod włos. Sami jesteśmy zwolennikami npru i stosujemy :)

      Usuń
  17. Hm... nie zawsze wiara decyduje o wyborze antykoncepcji. Ja wierzę, ale moją wiarę sitem można określić, bo non stop w związku niesakramentalnym żyje i mi z tym dobrze. NPR stosuje od 4 lat i jest mi/ nam z ty dobrze. Kolejnego dziecka nie chcemy, ale mamy świadomość że NPR tak jak i środki farmakologiczne i mechaniczne mogą może zawieść. No życie i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj:) Wiara wiarą, ale życie wiarą, Bogiem i Bożymi zasadami. To jest z reguły decydujące. Wszelkiego dobra. pozdrwiam i zapraszam częściej :)

      Usuń
  18. Chyba wiem do której pani ginekolog chodzicie;)

    Nie wiem czy wiecie, że ona chyba w lutym była na kursie z naprotechnologii, więc zna się na modelu Creightona, porozmawiajcie z nią, bo wydaje mi się, że to lepszy sposób planowania rodziny niż metody z temperaturą - my z mężem stosujemy od niecałego roku bodajże i w sumie to dopiero teraz mamy te sprawy poukładane ;)
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  19. Witam. Napiszę o moim doświadczeniu. Jestem żoną od 9 lat, mamą 3 dzieci. I tak...Stosujemy NPR, obserwację śluzu- temp. nie mierzę- jakoś mi nie po drodze. Może dlatego, że rzadko śpię 3 godziny pod rząd- bo taką mam pracę, że często dyżuruję, a potem w domu nie kładę sie spac- tzn. nie odsypiam. A po drugie, najmłodszy, mimo, że ma ponad rok, to budzi się nocy 3-4x, więc pozostaje śluz. Co do szyjki- zawsze miałam mieszane uczucia i tak jest do dziś. Uważam, że to coś nie tak. Nie podoba mi sie ta metoda i już. Niehigieniczna,łatwa droga do infekcji, mało obiektywna.
    I co z tych moich obserwacji- ano to, że współżycie następuje rzadko- bo jednak, przy całej ufności Bogu, boimy się. Przed owulacją- odpada- mam dość krótkie cykle. I w ten sposób poczęło się nasze drugie dziecko- teoretycznie w okresie niepłodnosci przedowulacyjnej... I różnica wieku między dziećmi 14 miesięcy :)A do tego dochadzi moje zdrowie- tzn. kolejna ciąża (4) byłaby zagrożeniem mojego życia. I w takim przypadku- zaufanie Bogu to jedno, a odpowiedzialność za już żyjace dzieci to drugie. Pan Bóg dał nam po to rozum, żeby go wykorzystywać. W naszym przypadku powiedzenie- współżyjemy, a Pan Bóg się zatroszczy o nas i będzie dobrze- raczej nie wchodzi w grę. Wiemy kiedy są dni płodne i nie współżyjemy wtedy. Niepokój zawsze jest...i to jest trudne. Ale nie zmieni to naszego podejścia i nie zaczniemy stosować antykoncepcji. Seks jest ważny, ale nie najważniejszy. Życie, miłość, zaufanie do siebie nawzajem- są ważniejsze. Pozdrawiam i wiary, nadziei i miłości życzę- potrójna Mama

    OdpowiedzUsuń
  20. Trudny temat... znam to, też stosuję NPR. Czasem się zastanawiam, czemu tak jest, że w dni niepłodne kobieta prawie nie ma ochoty na seks. Można wyciągnąć negatywny wniosek, że Pan Bóg się pomylił, że nas "pokarał", albo... że wzywa do większej miłości: męża, by poświęcił żonie więcej uwagi, by ją bardziej rozpieścił, by gra wstępna była wystarczająco długa i spełniła swój cel. To też wymaga miłości od żony: by przyjęła męża i zgodziła się na jego inicjatywę, nawet jeśli nie ma ochoty... nie chodzi o zmuszanie się do współżycia, ale o to, że jeśli żona się zgodzi na zbliżenie, a mąż to doceni i da żonie wiele czułości, to w efekcie oboje będą zadowoleni, a akt małżeński spełni swoje zadanie.
    Wiem, że w praktyce to trudne, ale to co trudne jest piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to dobrze wymyślone, w innym przypadku ile byłoby ludności na Świecie? Płodny = chęć. Ponieważ pierwszy cel to prokreacyjny :)

      pozdrawiam, i dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
    2. Fajne wytłumaczenie.:) Chociaż ja myślę, że to się wszystko zaczyna w głowie. Ja tak normalnie to różnicy między fazami w ogóle nie widzę, ale jak mieliśmy taki okres z problemami zdrowotnymi i leczeniem, że absolutnie nie mogliśmy pozwolić, żeby była ciąża, to wbrew naturze;) w płodną fazę się totalnie wyłączałam.

      Usuń